
Droga z Toradży do Makassaru przebiegła całkowicie bezproblemowo, a w zasadzie to nawet komfortowo. Autobus, którym jechaliśmy to był Hilton na kółkach i na prawdę nie wiemy do tej pory skąd taka perła motoryzacji wzięła się w środku Celebesu.
To nie znaczy, że jest to usługa darmowa. Kosztowało to całe 9 zł za 160 km. Pan był w gratisie.
Pemuteran jest małą wioską, która ostatnimi czasy staje się coraz bardziej popularna, głównie ze względu na ”świetne” dive spoty. Szczególnie poza sezonem można tu uciec od tłumów w południowej części wyspy i ponurkować, pospacerować, pozwiedzać super światynie i uczestniczyć w prawdziwych ceremoniach miejscowej ludności. W wielu miejscach na Bali świętuje się po to żeby była kasa od białego turysty, tu świętuje się po to, żeby świętować. Hindusi mają zresztą tą przypadłość, że zrobią ceremonię ze wszystkiego. Urządzasz ogród – ceremonia, przebudowujesz kuchnie – ceremonia, stawiasz dom – uuu to duża ceremonia. W innym wypadku, albo wąż ugryzie Cie w ogrodzie, albo utniesz sobie łapę w kuchni, albo dom spadnie Ci na głowę. Ceremonia musi być i koniec.
Tu tylko nadmienię, bo nie każdy o tym wie, a przynajmniej ja nie do końca zdawałem sobie wcześniej z tego sprawę, że Bali jest jedyną hinduistyczną wyspą w Indonezji i za bardzo nie chce poddać się islamizacji. Prawda jest taka, że taka wyspa z tą religią nie istnieje. Islam to brak alkoholu i ubrane dziewczyny na plaży. Hindu to alkohol i bikini.
Raz wybraliśmy się na nurkowanie, ale mówimy szczerze – trochę to wszystko przereklamowane. Może jest to sposób na wykreowanie tego regionu na kolejne turystyczne centrum, ale widzieliśmy na Togeanach takie rafy, że te mogą się schować. To nie tak, że te nie są warte nurkowania, one są po prostu przeszacowane w przewodnikach, a przynajmniej w Lonely Planet i nie spodziewajcie się urwania dupy przy uszach.
Tu też sobie specjalnie nie żałowaliśmy, zostało trochę pieniędzy, których za bardzo nie było gdzie wcześniej wydać to zaszaleliśmy. 30 USD / os za noc !!! W Indonezji poza sezonem to po prostu rozpusta.
Konie na Bali to już super wydatek, ale my mieliśmy to szczęście, że poznaliśmy Francuza polskiego pochodzenia, który prowadził w okolicy hotel i miał znajomego w najdroższym resorcie w tej części Bali. Nie podam kwoty bo nie pamiętam, ale była to usługa ”po przyjacielsku”.
O ile wcześniej mówiliśmy, że chcemy unikać tłumów, że okolice Denpasar to nie bardzo, że wolimy stamtąd uciec to wszystko była prawda. Musieliśmy jednak zbliżać się w kierunku samolotu, więc postanowiliśmy, że pojedziemy do Kuty. Wszyscy mówili, że nie ma tam nic poza bandami otyłych i pijanych Australijczyków. To też prawda, ale nie do końca, bo mimo wszystko Kuta…. jest zajebista ! zmieniliśmy zdanie jak tylko tam pojechaliśmy. Mogą być turyści, mogą Cię naciągać na każdym kroku, ale jest tyle knajp, tyle barów, takie plaże, a hotele w takich cenach, że jak ktoś marudzi to jest niepoważny. Na prawdę nikomu nic nie zarzucę jak mi powie, że pojechał sobie na Bali i tyle widział z Indonezji. Ja rozumiem, że nie każdy lubi się po dżunglach tarzać, bo to specyficzne hobby i nie całą Indonezję trzeba zwiedzić , ale bibę na Bali warto zaliczyć.
Tak chodziliśmy zmęczeni po podróży za jakąś knajpą, żeby odpocząć, a tu spotykamy Szwajcara, którego poznaliśmy na Togenach. Mamy szczęście to takich spotkań na koniec naszych podróży. My jechaliśmy z Togenów na południe, on jechał na północ, a spotkaliśmy się w imprezowni na Bali, chociaż nikt z nas nie planował tu przyjechać. Na prawdę luźny gość, a poza tym prześmieszna sytuacja. Pochodził z francuskojęzycznej części Szwajcarii i nienawidził Francji, a każdy, ale absolutnie każdy mylił go z Francuzem. Wybraliśmy się na ryby, ale firmę Bountiful Fishing odradzamy z całego serca. Nie chcę rozwijać tematu bo nie to miejsce, ale łowili tak profesjonalnie jak Sowa gra w polo.
I tak kończymy naszą relację z podróży. Wiemy, że posty nie pojawiały się na czas, ale gdyby oni tam wiedzieli co to znaczy internet, który przesyła obrazki w .jpg to sytuacja wyglądałaby inaczej. Były chwile, że nie mieliśmy zasięgu i nie mogliśmy przez dłuższy czas skontaktować się z rodziną, dziękujemy naszym kumplom i kumpelom, którzy rejestrowali nas na zajęcia na studiach bo wiemy, że USOS na prawie działa jak działa i kosztowało ich to sporo nerwów. Dzięki wszystkim, którzy czytali tego bloga i jest nam niezmiernie miło jak ktoś go komentuje. Na koniec w ramach tego, żeby pokazać, że do końca słodko w tych podróżach nie bywa, umieszczamy filmik z przemyśleniami Sowy z autobusu w południowym Borneo, który zresztą miał swój opis przy okazji wpisu z Bunaken. Pozdrawiamy !
Z tego co widzę na fotkach to na kutrze byliście z Ryanem Goslingiem. Wzięliście chociaż autografy??
Ba ! nawet maila dał !