Droga do Inle Lake byla wyjatkowo dluga i wyboista. Dluga nie dlatego, ze dystans jest powalajacy, ale dlatego, ze uwaga… popsul sie autobus ! Rzecz do prawdy nieslychana. Jak do tego doszlo ? Cóż tez sie stalo ? Kto za to odpowiada ? Czy mozna domagac sie zwrotu pieniedzy ? Czlowiek wsiadl i mial jechac 12 godzin, a musial jechac 24 godziny . Na nasze pytanie, czy zamierzaja podstawic nowy autobus, patrza na nas z politowaniem. Zepsul sie to sie zepsul – trudno. Wlasciwie to nawet jedzie ! Nic, ze 30 km/h, ale jedzie ! Zawsze przeciez moglby nie dojechac i co wtedy ?
Tu akurat Birma mocno nas zaskoczyła. Kiedy my wysiedliśmy z tego podskakującego furgonu z zamiarem złapania stopa, pociągu, czy czegokolwiek co dowiezie nas nad jezioro w autobusie została para Australijczyków na środkach usypiających. Stąd wiemy, że jeszcze przed wjazdem w góry firma podstawiła sprawny autobus, ktorym ostatecznie wszyscy dojechali bezpiecznie na miejsce. Widocznie autobus bez amortyzatorow z jednym kierowcą od 20 godzin na górskich serpentynach powyżej 2 tys m.n.p.m stanowi tutaj granicę bezpieczeństwa. Przecież nie mogło chodzić o to, że autobus jedzie za wolno…
….bo taka właśnie jest Birma i taki klimat panuje nad Inle Lake. Slowly, slowly, czyli po tajsku cha-cha pasuje tu jak ulał. Powolutku, byle do przodu, bez pośpiechu. Wstaje się rano z kogutem, spać się idzie jak jest ciemno – to tak w skrócie, choć niedużym. Czy coś się robi żeby było lepiej ? Nie, bo nie jest tak źle, a przecież zawsze mogło być gorzej. Tata klepał biedę to i ja klepię. Taką miałem karmę i widocznie na tyle zasługuje. Puszczę Buddę łódką, zapalę mu kadzidełka to może w następnym życiu będę miał no nie wiem, dwie łódki. Trzy to za dużo, Budda mówił, że chciwy człowiek być nie może. Dwie starczą.
Znów mieliśmy to nieprawdopodobne szczęście, ze trafiliśmy na miejscowe święto dla odmiany poświęcone Buddzie. Tu trzeba zwrócić uwagę na to jak Panowie wiosłują, i że… to sami panowie. Kobiety odpowiadają na takich eventach za aprowizację.
Całe życie koncentruje sie tutaj wokół jeziora. Tu się mieszka, żyje i pracuje, tu się człowiek rodzi i umiera. Tu się łowi ryby, uprawia pola, buduje klasztory, świątynie i szkoły. Ostatnio pojawia się tu coraz więcej turystów i powstają knajpki, handlarze pamiątkami i uwaga… kobiety z długimi szyjami. Picture, picture my friend, long neck woman, you want ? No wlasnie nie bardzo… Tak to naturalne jak biały słoń w centrum miasta.
Poniżej ”pływające ogrody” na jeziorze.
A tutaj pare zdjec z miejscowego targu.
Fajki do opium stanowią towar podstawowy na miejsciowych targach.
bez Buddy sie nie obedzie 😉
Ruszamy w drogę!
Pobyt nad Inle był bardzo dobrym miejscem na złapanie oddechu po trekkingach w Hsipaw. Wpis jest bardziej fotogalerią, bo pisać tu specjalnie nie ma o czym. Spokojna okolica w górach, piękne krajobrazy i setki hektarów lasów zwrotnikowych w okolicy, do których niestety, jak zwykle z resztą, nie byliśmy uprawnieni wejść. Tzn dałoby może i radę, ale rozbijać namiotów nie wolno, a znaleźć kogoś z miejscowych kto by z nami poszedł i zaryzykował pewnie było by niezmiernie trudno, a nam po naszych przygodach z autobusami już nie chciało sie kombinować. Inna sprawa, że od dawna już nikt nie widział w tym regionie tygrysa więc atrakcja, krótko mówiąc była by niepełna, żeby nie powiedzieć uboga. Dzikich słoni też już nie ma więc rozrywka chyba tylko dla miłośników wszelkiego rodzaju gadów i pająków 😉 Następny wpis z okolic Loikaw – ostatniego miejsca w Azji, gdzie żyją zwykłym życiem Panie z długimi szyjami. Podróż kosztowała nas troche nerwów, ale zdecydowanie było warto. Obecnie siedzimy jak i wy wszyscy w deszczowej, chłodnej Polsce i przy filiżance kawy wspominamy ostatnią podróż, która teraz wydaje się jakby skończyła się z 2 miesiące temu. Pozdrawiamy z Krakowa!
Kolejny wpis z Loikaw, kliknij tutaj !