W koncu 6 sierpnia dostalismy sie na Palawan do Puerto Princesy. Miasteczko jest stolica wyspy i glownym miastem wypadowym w inne rejony. My wybralismy sie na polnoc do El Nido i archipelagu Bacuit. Krotko mowiac najpiekniejsze miejsce na ziemii 😉
W Manili spedzilismy jeden dzien i tylko utwierdzilismy sie w przekonaniu ze nie ma sensu zostawac tam dluzej. To ze jest to jedno z najniebezpieczniejszych miast na swiecie skads sie wzielo i nie przypadkiem nie mamy stamtad zdjec bo wyjac aparat to jak samemu prosic sie o problemy.Zanim jednak w ogole dotarlismy do Manili przezylismy najgorszy lot w naszym zyciu. Nigdy wiecej samolotu ze smiglami!
Po wyjatkowo trudnej nocy w miescie Maya dotarlismy na Malapascua’e. Tu na dole typowy przyklad tego jak dziala monopol, nocleg – 15 $
Po tym jak udalo nam sie wydostac z Cebu City przedostalismy sie promem na wyspe Bohol – gdzies o tam gdzie paluch.
No to w droge ! Po 18 godzinach lotu, dwa dni podrozy dotarlismy na Cebu. Znow Tel Aviv, znow Hong Kong i jestesmy. Po burzowej pogodzie, turbulencjach, syfiastym zarciu jestesmy gdzies na koncu mapy 😉 Wyladowalismy w nocy i cale szczescie ze mielismy zabookowany hotel, bo spedziilibysmy noc w blaszaku albo na ulicy.