No to w droge ! Po 18 godzinach lotu, dwa dni podrozy dotarlismy na Cebu. Znow Tel Aviv, znow Hong Kong i jestesmy. Po burzowej pogodzie, turbulencjach, syfiastym zarciu jestesmy gdzies na koncu mapy 馃槈 Wyladowalismy w nocy i cale szczescie ze mielismy zabookowany hotel, bo spedziilibysmy noc w blaszaku albo na ulicy.
Sowa skumal sie z ziomkiem w samolocie z Izraela
YEAHH, znow skora i kosci w jedzeniu 馃槈
Cebu za specjalne nie jest. Syf, smrod i bieda – nic wiecej. Niby 2 co do wielkosci miasto na Filipinach, ale myslimy ze nikt sam z siebie by sie tutaj nie wybral. Jestesmy jedynymi, bialymi turystami w miescie i wszyscy dziwnie sie na nas patrza. Zdjec wiele nie robilismy bo zwyczajnie nam glupio. Masa ludzi zyje pod kartonami na ulicy i szkoda na to patrzec, nie mowiac o robieniu zdjec. Dookola dziwki, policjanci z shotgunami i transwestyci.
Pozytywny aspekt spotkal nas w miejscowym centrum rozrywki. 5 klubow na krzyz, ale w jednym grali na zywo i rewelacyjnie odspiewali Adelle, Black Eyed Peas i Rihanne. Sowa poruszal biodrami i mamy z tego co najmniej 5 filmow na Filipinskim youtube 馃槈
Jutro ruszamy na kolejna wyspe i na pewno bedzie ciekawiej. Oby dalej od Cebu.
Cebu – super sprawa! Takie właśnie miejsca oddają autentyczny klimat regionu, a nie jakieś przeludnione ulice robione pod turystów 馃檪