Kierowca nas nie zaskoczył, bo wyrzucił nas na przedmieściach w środku nocy i powiedział, ze to jest droga do Rantepao, a autobus będzie jak przyjedzie. Jakie było nasze zdziwienie jak przed naszym samochodem zobaczyliśmy ok 30 antyterrorystów w pełnym uzbrojeniu, a następne 4 godziny spędziliśmy na komisariacie policji.
To nie tak, że to my zrobiliśmy coś źle. Po prostu w związku z tym, że nie dawno był tam zamach terrorystyczny policjanci z pobliskiego posterunku poczuli się zatroskani o nasze bezpieczeństwo i zaproponowali, żebyśmy poczekali u nich na autobus. Te 4 godziny oglądaliśmy jak policja zbiera łapówy od każdego samochodu, uczyliśmy ich angielskiego, oni nas uczyli indonezyjskiego i wypaliliśmy z nimi chyba z wagon papierosów. Kiedy stwierdziliśmy, że autobus nie przyjedzie i chcemy jechać do hotelu to policjant własnym samochodem i całkowicie nieodpłatnie postanowił nas odwieźć. Po drodze znów spotkaliśmy antyterrorystów, którzy czesali każdy przejeżdżający samochód oprócz naszego i jak się dowiedzieliśmy na następny dzień miało to związek z ostrzelaniem 3 tygodnie wcześniej przez zamachowców tego samego posterunku policji na którym siedzieliśmy. Wniosek z tego taki, że posterunki policji nie są tu najlepszym pomysłem na schron.
Poso natomiast jest kompletnym wypizdowiem. To jest taka dziura, że każda jedna minuta w tym miejscu to czas stracony, a my czekaliśmy tam rano 7 godzin na dworcu na autobus, bo do jednego się nie zmieściliśmy, a następnego tego dnia już nie było.
Jak w końcu jakimś cudem udało nam się wynająć samochód z lokalsami bo stwierdziliśmy, że publicznym transportem z Poso się nie wydostaniemy to jak tylko wyjechaliśmy trochę wyżej w góry droga urwała się o w ten sposób. Kolejne 2 godziny czekania.
Sami zaś katolicy, którzy tam mieszkają są dość specyficzni. Kościół nie radził sobie z wieloma lokalnymi tradycjami na całym świecie i stąd np my malujemy jajka na wielkanoc, albo lejemy się wodą na śmigus-dyngus. To z czym musi natomiast walczyć kościół na Sulawesi myślę, że wpędza Watykan w niemałe zakłopotanie. Konkretnie chodzi o zwyczaje związane ze śmiercią człowieka, ceremoniami pogrzebowymi, chowaniem zmarłych itd. Znaleźliśmy przewodnika i ruszyliśmy… na pogrzeb.
Mieliśmy to szczęście (?), że trafiliśmy na pogrzeb osoby, która pochodziła z bardzo bogatej rodziny. Im bogatsza rodzina tym bardziej wystawna musi być ceremonia i tym więcej bydła musi być złożone w ofierze. Torajowie wierzą, że dusza człowieka jest w pewien sposób spokrewniona z duszą byka i dla wzmocnienia duszy zmarłej osoby w jej drodze do nieba warto zabić 1,2,3, 15, 20 lub 30 byków co zależy od kapitału jakim dysponuje rodzina. Ceremonia w której my uczestniczyliśmy trwała 7 dni z tym jednak, że my mogliśmy pozwolić sobie jedynie na zobaczenie 2 dni i to z rzędu. Szkoda bo każdy dzień to inna atrakcja na pogrzebie jakkolwiek nie brzmiało by to dziwnie. Pewne jest, że nie zobaczycie tu żadnej smutnej twarzy bo pogrzeb w Toradży to powód do radości.
A to jest tzw tau tau, czyli rzeźba przedstawiająca zmarłą osobę.
Teraz trochę wizji lokalnej z ceremonii.
Tu z naszym przewodnikiem
Nie mylić symbolu pomyślności z sympatią do nazistów.
Ten film jest lekko przydługi, ale już nie mamy siły go ciąć. Dla niecierpliwych wizja lokalna zaczyna się od 4.40 s
Na koniec dnia gospodarze zorganizowali walki byków na polach ryżowych. Każdy mógł wystawić swojego byka i każdy mógł założyć się, który wygra. Przegrywał byk, który uciekał z pola walki.
Ostatniego dnia ceremonii rodzina przystępuje do pochowania zmarłego. Tu są 3 sposoby. Albo wkładamy trumnę do jaskini, albo budujemy grobowiec, albo wieszamy trumnę na skałach. 4 sposób, czyli to co my robimy ze zwłokami nie istnieje.
Tau tau
Dary dla zmarłego też nietypowe.
Tak natomiast chowano dzieci, które umarły zaraz po porodzie. Każda bambusowa klapka to jedno zmarłe dziecko.
Tu trochę fotek z miasta
W Toradży, chociaż już coraz rzadziej, ludzie dalej mieszkają w tradycyjnych domach zwanych tongkonan. Istnieje parę wersji co on właściwie ma oznaczać. Najbardziej rozpowszechniona wersją jest ta, która mówi, że dom ma taki kształt bo pierwsi osadnicy przybyli tu na łodziach. Podobne można znaleźć na Sumatrze.
A tak wygląda w środku.
Jezu ludzie jaki czad i pomyśleć ze ja robię tą drogę z dwójką dzieci . chyba sie pochlastam