Witaj Muzungu, Kampala / Kibale NP, Uganda

Chimp, Kibale

Pomysł na wyjazd do Afryki Wschodniej dojrzewał w nas od dawna, ale nigdy nie przypuszczaliśmy, że jego realizacja zajmie nam aż tyle czasu. Powody były dwa, po pierwsze Afryka sama w sobie stwarza pewną barierę psychiczną, a z niewiadomego powodu Uganda zajmuje w tej barierze miejsce szczególne. Uganda brzmi dla białego człowieka po prostu źle i od razu nasuwa wszelkie negatywne skojarzenia z obrazkami z Afryki, którymi opinia społeczna jest bombardowana przez masowe media – wojna, a w niej żołnierze – dzieci, dalej głód, bieda, HIV, a w końcu malaria. Po drugie i to akurat w naszym przypadku najważniejsze, sprawy zawodowe skutecznie pokrzyżowały nam plany wyjazdowe w zeszłym roku. Mimo tego, że kupiliśmy bilety lotnicze, wyjazd musieliśmy przełożyć na czas bliżej nieokreślony i całkiem niedawno okazało się, że plany uda się zrealizować w sierpniu tego roku. 30 lipca wylądowaliśmy w Entebbe, skąd pojechaliśmy prosto do stolicy Ugandy – Kampali.

Uganda położona jest w Afryce Wschodniej i graniczy z Demokratyczną Republiką Kongo, Sudanem Południowym, Kenią, Tanzanią oraz Rwandą. Na jej terenie zamieszkujeg obecnie 37 milionów ludzi, na które składa się ponad 10 grup etnicznych. 86,7 % ludności to chrześcijanie, z czego 42,2 % to katolicy. Pozostali to w większości muzułmanie, z których większość mieszka na północy kraju. Uganda zajmuje 241,038 km/2 (Polska 312,679 km/2) i jak na swoje stosunkowo niewielkie terytorium ma wiele do zaoferowania. Znajdują się tutaj źródła Nilu, najwyższy masyw górski w Afryce i co najmniej połowa żyjących na wolności goryli górskich oraz niezliczona ilość gatunków ptaków. Od strony ekonomicfznej już niestety kolorowo nie jest. 37,8 % ludności zarabia mniej niż 1.25 USD dziennie, co czyni Ugandę 21 najbiedniejszym krajem na świecie. Poza tym kraj wydaje się już jednak względnie stabilny. Czasy Idi Amina (znanego większości z filmu Ostatni Król Szkocji) minęły dawno temu, a Kony i jego LHR ukrywają się obecnie przed amerykańskim wojskiem gdzieś na terenie Sudanu Południowego lub Republiki Środkowej Afryki. Północne regiony Ugandy nie są jednak dalej najbezpieczniejszym pomysłem na podróż, więc zainteresowanym proponujemy śledzić aktualne informacje na ten temat. Poza tym Uganda już całkiem nieźle radzi sobie z malarią oraz z zakażeniami HIV, czyli z dwoma najpoważniejszymi problemami zdrowotnymi całego regionu.

Zaraz po przylocie na miejsce i jeszcze przed odebraniem bagaży strażnik skontrolował nasze książeczki szczepień, czy znajduje się tam aktualne szczepienie na żółtą gorączkę. W związku z pojawieniem się nowych ognisk tej choroby w tej części Afryki obecnie wjazd na teren Ugandy bez takiego szczepienia jest niemożliwy. Zaraz później zaproszono nas do okienka, gdzie po krótkiej procedurze otrzymaliśmy tzw wizy wschodnioafrykańskie, które uprawniają nas do wielokrotnego wjazdu na teren Ugandy, Ruandy i Kenii. Po wyjściu z hali przylotów było już klasycznie – zostaliśmy przywitani przez tłum przekrzykujących się taksówkarzy.

Mimo tego, że jechaliśmy z głównego portu lotniczego w kraju do jego głównego miasta to już na pierwszy rzut oka było widać, że tu nie dzieje się najlepiej. Droga wiodąca do Kampali to niekończące się pasmo rozpadających się domków krytych blachą, obskurnych warsztatów samochodowych, pół otwartych zakładów cieślarskich i obwoźnych handlarzy wszelkiego rodzaju towarów, które można spakować na rower. Dookoła stare, przeładowane ciężarówki z otwartymi naczepami, na których zawsze siedzi kilku bosych i na wpół rozebranych chłopaków, zajmujących się ręcznym załadunkiem towarów. Wszystko to pokryte czerwono rdzawym ulicznym pyłem, od którego po pewnym czasie zaczyna męczyć suchy kaszel. Sama stolica też nie zachwyca – niekończące się korki, absolutny brak zasad ruchu drogowego, rozpadające się samochody i to co chyba boli najbardziej, czyli pracujące dzieci, które w tej swojej pracy wyglądają całkiem poważnie. Na ogół dzieciństwo w Ugandzie kończy się szybko. Jeżeli dziecko jest na tyle duże, że może nosić wodę, mleko, owoce, czy cokolwiek czym można handlować, to znaczy że może już pracować. To znaczy jak osiągnie wiek mniej więcej 6, 7 lat. O rozrywkach też raczej może już wtedy zapomnieć, nie wspominając o edukacji.

W Kampali zakwaterowaliśmy się w Fat Cat Backpackers i jak mogła by sugerować nazwa powinno to być miejsce, gdzie zatrzymują się… backpackerzy. Nic podobnego. Nie jesteśmy w Azji, czy Ameryce Południowej. Tu w miejscu „backpackerskim” zatrzymują się wolontariusze, których w Ugandzie jest niezliczona liczba. Pracują w szkołach, szpitalach, budują domy, ale często wykonują też cały szereg często zupełnie bezsensownych prac, o czym dalej po krótce na końcu tego wpisu. W każdym razie byliśmy jedynymi turystami w tym urokliwym przybytku, poza człowiekiem, którego my nazywamy Królem Etopii, a co do którego mamy watpliwości czy aby nie jest handlarzem narkotyków albo broni.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czy w Kampali jest bezpiecznie? I tak i nie, a właściwie to zależy. Bo z jednej strony Kampala uchodzi za względnie bezpieczną stolicę w regionie. Problem w tym, że konkuruje np z Dar Es Salam czy z Nairobii, a ta ostatnia jest uważana za jedną z najniebezpieczniejszych stolic w Afryce. Kiedy wychodzimy na kolację pani z hostelu mówi nam żebyśmy uważali na siebie, nie brali portfela ani telefonu, a plecak (jeżeli już musimy zabrać ze sobą), nosili z przodu. Z drugiej strony jeżeli mieliby nas tylko okraść to w gruncie rzeczy nie jest tak źle. Nie brakuje miast, w tym takich w których byliśmy, gdzie wychodzenie po zmroku jest pomysłem w ogóle fatalnym, a utrata portfela to na prawdę najmniejszy problem. Klimat miasta po zmroku wzmaga jednak poczucie zagrożenia. Latarni jest niewiele, w domach pali się mało świateł, a na ulicach nie brakuje policji i wojska z długą bronią. Niby policja i wojsko, ale po incydencie na Dominikanie, gdzie zostaliśmy obrabowani z użyciem takiej właśnie broni przez ochroniarza w hotelu, każdy tego typu widok wzmaga naszą czujność. Poza tym, po atakach terrorystycznych w Kampali w 2010 r., w których zginęły 74 osoby, wprowadzono w mieście szczególne środki bezpieczeństwa, w związku z czym każde miejsce publiczne typu klub, restauracja czy bank ma swojego ochroniarza z AK-47, którego głównym zadaniem jest sprawdzenie, czy osoba wchodząca do takiego miejsca nie ma przy sobie broni. Podczas jednego z takich przeszukań ochroniarz złapał mnie za kieszeń, w której miałem duży scyzoryk i zapytał co to jest. Skłamałem, że latarka.
– Masz nóż – powiedział do mnie groźnie.
– Ok, to nóż… mam go tutaj zostawić? – zapytałem lekko przestraszony.
– Nie, nóż jest w porządku, możesz wejść – odpowiedział.
Osobiście wolałbym chyba, żeby nóż nie był w porządku.

Następnego dnia rano zaczęliśmy podróż w głąb kraju.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poniżej pola herbaty, jednego z głównych towarów eksportowych Ugandy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pierwszym miejscem na naszej trasie był Park Narodowy Kibale, znajdujący się w zachodniej części Ugandy, mniej więcej 8 godzin drogi samochodem od Kampali. Kibale to 795 km/2 równikowego lasu, z największym zagęszczeniem naczelnych w Afryce. Jednak jego podstawowym zadaniem jest ochrona dziko żyjących szympansów. DNA szympansów jest w 94 % zgodne z DNA człowieka a ich zachowanie w wielu przypadkach jest bardzo ludzkie. Badania dowodzą, że szympansy potrafią posługiwać się nawet prymitywnymi narzędziami, głównie w celu pozyskania pożywienia.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Niezależnie od tego w parku występuje niezliczona ilość ptaków. Mimo, że za ptakami szczególnie nie przepadamy, to trzeba powiedzieć, że te tutaj zachwycają. Co do małp to naszła nas taka refleksja, że przeciętny polski obywatel rozróżnia trzy „gatunki” małp – goryle, małpy i kapucynki. Wszystko co nie mieści się w pojęciu goryl lub kapucynka, to po prostu małpa. A nie prawda. Dość powiedzieć, że tylko na terenie parku Kibale występuje 13 gatunków małp jak np Red Tailed, Black and White Colubus, czy małpy L’Hoest plus oczywiście wspomniane wcześniej szympansy. Poniżej dwa wspomniane wyżej gatunki małp.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z kilku programów, które oferuje na terenie parku Uganda Wildlife Authority wybraliśmy program oswajania szympansów. Zasadniczo polega to na tym, że człowiek pojawia się w ich okolicy codziennie i przyzwyczaja do swojej obecności. Pierwszy kontakt z określoną rodziną mają rangersi, którzy stopniowo skracają dystans z szympansami, aż do momentu w którym zwierzęta zaczynają ich traktować jako naturalny element otoczenia. Następnie do kontaktu z szympansami stopniowo dopuszczani są turyści (tacy jak np my), którzy przyzwyczają je do obecności większej liczby osób. Proces oswajania w przypadku szympansów może zająć nawet 7 lat. Te, które widać na poniższych zdjęciach są niemal całkowicie oswojone i traktują ludzi jak powietrze 😉 Poniżej biuro UWA w parku, skąd ruszały trekkingi. Start 6.00 rano.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

W pierwszej kolejności musieliśmy zwierzęta wytropić. O tej porze dnia siedzą one praktycznie bez ruchu wysoko w koronach drzew, w związku z czym poszukiwania zajęły nam około półtorej godziny, a to i tak jest czasem stosunkowo dobrym. Następnie czekaliśmy 5 godzin (!) pod drzewem aż zejdą na dół.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Tak się akurat złożyło, ze dzień wcześniej przeszła gigantyczna burza wiec szympansy siedziały na czubku do momentu, aż wzejdzie słońce i wysuszy im włosy. W między czasie trochę się zdrzemnąłem, co chyba świadczy o tym, że zasnąć mogę wszędzie 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z wyjątkowo spokojnego i w gruncie rzeczy nudnego przedpołudnia w momencie zrobiło się bardzo intensywne po południe. Nikt nam nie powiedział, że jak szympansy zejdą na ziemię to będziemy musieli je gonić po dżungli, a w zasadzie do tego to się sprowadzało. Po zejściu były tak głodne, że od razu pobiegły na pobliską polanę, a my pobiegliśmy za nimi. Pierwszy raz biegaliśmy po lesie w strefie około równikowej nie patrząc pod nogi, ale po prostu nie było na to czasu. Jak komuś się wydaje, że ma dobrą kondycję i szybko biega, to niech spróbuje dogonić głodnego szympansa w lesie.

Tu nasz przewodnik z karabinem. Główną funkcją karabinu jest odstraszanie dzikich słoni, które lubią pojawiać się w okolicy. Gęsta struktura lasu stwarza zagrożenie, że na jakimś etapie trekkingu zwyczajnie wpadnie się na słonia, a dzikie zwierze w obliczu domniemanego zagrożenia przystąpi do szarży. Wtedy trzeba mieć nadzieje, że huk wystrzału skutecznie go odstraszy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Poniżej już lekki spacerek po dżungli, już bez szympansów.

Wspomniałem wcześniej o tym, że w Ugandzie pracuje ogromna liczba wolontariuszy i że praca części z nich nie ma żadnego sensu, a w istocie przynosi więcej szkody niż pożytku. Ten buduje dom, tamten pracuje w szkole, kto inny w szpitalu. Armia ludzi, którzy przyjechali pomagać. Z tym, że nie tylko. Pewien czas temu na zachodzie pojawiła się moda na pomaganie, ale tylko takie które widać, którym można się pochwalić, a przede wszystkim, które można wpisać do swojego CV. Bo z jakiegoś powodu na zachodzie uznano, że praca pro bono, a szczególnie ta w Afryce, niezależnie od tego czy ma sens czy nie, świadczy o człowieku na tyle lepiej, że niejako z automatu stawia go w lepszej pozycji startowej do ubiegania się o pracę. I to nieważne jaką. To spowodowało, że całe rzesze studentów, szczególnie ze Stanów Zjednoczonych, rzuciło się na wyjazdy do Afryki, a to w konsekwencji, jak to w Stanach bywa, uruchomiło rozkwit biznesów woluntarystyczno-podrozniczych, takich quasi biur podróży, które oferują np dwa tygodnie budowania domu we wiosce i dwa tygodnie objazdówki po kraju. Efekt tego jest taki, że taki wolontariusz wydaje ok 3 tysięce złotych na bilet lotniczy, kolejne 3 tysiące na wkład w wolontariat, z czego co najmniej 1/3 na firmę, która taki program organizuje, i dostarcza własne ręce do pracy, których w Afryce akurat nie brakuje. Co więcej najcześciej najzwyczajniej w świecie nie ma nic wspólnego z szeroko rozumianą wiedzą budowlaną czy inną, wiec w zasadzie nie potrafi zrobić na miejscu nic, czego nie potrafią zrobić lokalsi. Często więc takie przykładowe budowy kosztują dwa razy więcej niż powinny, trwają pięć razy dłużej niż powinny, a w wielu przypadkach w ogóle nie dochodzą do finału. Te same pieniądze można wydać na rzeczywistą pomoc jak np kupno materiałów, a ludzie już sami sobie z tym spokojnie poradzą. No, z tym że w ten sposób nie ma czego wpisać do CV. Oczywiście dla pełnej jasności tego wywodu nie krytykuję całej idei wolontariatu. Chciałbym tylko żeby przed ewentualnym tego typu wyjazdem każdy odpowiedział sobie na pytanie jaki jest rzeczywisty cel jego wyjazdu i czy na prawdę swoim działaniem może cokolwiek pomóc. Moim zdaniem, jeżeli sam nie zamieszkalbyś w samodzielnie wybudowanym domu to raczej powinieneś sobie odpuścić. Są wolontariusze, których praca jest świetna, są grupy inżynierów, którzy opracowują plany rozwoju wsi przystosowane do potrzeb miejscowej ludności. Takich niestety jest jeszcze niewielu.

Poniżej nasz nocleg w Kibale.

image

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Z Kibale wybraliśmy sie  do Parku Narodowego Bwindi skąd w najbliższym czasie postaramy się dodać kolejny wpis. Pozdrawiamy,

Dodaj komentarz