Po tym jak juz sie wyczekalismy w roznych miasteczkach i portach, dotarlismy na Boracay czyli w najbardziej turystyczny i imprezowy zakatek Filipin.
Po tym jak Asie prawie wywialo z wyspy stwierdzilismy ze pora na zmiane hotelu. Pierwszy byl z tektury i nie wygladal na taki w ktorym moglibysmy rano sie obudzic wiec zmienilismy na cos bardziej solidnego i wybralismy cegle. Cegla to cegla rano bylo po tajfunie a my cali i zdrowi 😉
Na Boracay tanio nie jest, ale za to jest dobrze. To czego nie zjedlismy do tej pory odbilismy sobie tutaj.
W Boracay zostawilismy wszystkie do tej pory zaoszczedzone pieniadze z dziennego budzetu, ale bylo warto. Pozatym w ostatnia noc spotkalismy Dunczykow z Malapascui ktorzy wracali wlasnie z Palawanu bo jeden tajfun gonil drugi. Za ich sugestia, mimo tego ze mielismy zabookowane bilety na Palawan, a nawet siedzielismy juz na lotnisku i za godzine mielismy odlot, zmienilismy plany i pojechalismy na polnoc Filipin w Kordyliery 😉 W ten sposob, chcac czy nie, dwa razy wyladowalismy w Manili czyli stolicy Filipin i krajowej przestepczosci.